Zew krwi. Co to za zjawisko? Skąd się ono bierze, a co ważniejsze, dokąd nas wzywa? Niełatwo jest go usłyszeć w obecnych czasach – zbyt wiele otacza nas innych wiadomości, postów czy like’ów. Ale jak wiadomo, kto ma uszy dużo słyszy, ale jeśli słuchasz nie tylko uszami możesz usłyszeć jeszcze więcej. Czytając w dzieciństwie książkę Jacka Londona ten zew zawsze wydawał mi się czymś naturalnym w swojej pierwotnej dzikości. W świecie zwierząt wszystko jest jednak prostsze – jeśli twój przodek to wilk to zew może odwołać się wyłącznie do wilczego instynktu, który jest we krwi.
U ludzi sytuacja kształtuje się inaczej. Powinno być inaczej, gdyż różnimy się od dzikich zwierząt nie tylko tym, że poruszamy się na dwóch kończynach, posiadamy kciuk oraz porozumiewamy się między sobą przy użyciu mowy, ale także wielkością i pojemnością mózgu. Różnimy się nie tyle pojemnością, co działaniem mózgu. Jednak pomimo tego, że gatunek Homo sapiens posiada umysł i świadomość to jemu trudno zrozumieć, że życie to ciągła walka pomiędzy intelektem a zwierzęcym instynktem. A inteligencję nie jest nam dana po to, żeby jak najlepiej zaspokajać swoje pierwotne potrzeb, ale dlatego, żeby uświadomić sobie, że Człowiek – to przede wszystkim Dusza. Jeśli założysz, że twoim przodkiem jest kudłaty Pithecanthropus i bardzo się skoncentrujesz, to z pewnością usłyszysz nie tylko jego odległy zew, ale nawet dzikie płacze nad świeżo zabitym mamutem. Osobiście wolę uważać za swojego przodka biblijnego Adama i wierzyć, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Gdyby można było wybierać sobie przodków to bez wątpienia ci na „obraz i podobieństwo” wyglądają o wiele bardziej korzystnie.
Chciałbym myśleć, że moi przodkowie, poczynając od najstarszych, to ludzie uosabiający wszelkie najlepsze cechy charakteru, ludzie silni ciałem i duchem, wybitni myśliciele i działacze, czystej duszy twórcy świetlanej przyszłości. Ale jeśli by tak było, to obecny Świat byłby zupełnie inny. A Świat niestety wciąż jest daleki od doskonałości, ludzie wciąż nie są idealni, a moi przodkowie jak wszyscy częściowo byli chwalebni, a częściowo bezwartościowi, prędzej czy później dołączyli do bezwzględnej większości. Oczywiście ludzi, którzy przeszli na tamten świat jest tysiąc razy więcej niż nas żyjących. A nasze życie bez wątpienia i wyjątków kończy się przyłączeniem do tej zdecydowanie przeważającej większości. Pytanie tylko jak i kiedy. I to nie jest aż tak ważne. O wiele ważniejsze jest to, jak i co się dzieje, kiedy znajdziemy się w mniejszości. Taka sytuacja interesuje mnie najbardziej. To właśnie z tego okresu zwanego życiem słyszę, póki co niewyraźnie, odległy zew moich przodków. Ten zew wzywa mnie do tamtych czasów, kiedy oni radowali się i cierpieli, tworzyli i niszczyli, kochali i nienawidzili, znajdowali i tracili, podlewali ziemię krwią i potem, rodzili dzieci, modlili się…
To jest możliwość tylko dla żywych oczekiwania czasu, od żywych zależy czy będzie czas historią, albo znikają bez śladu. W żywych jest prawo do decydowania, co zachować w pamięci, a co nie. Myślę, że to jest właściwe wykorzystanie.
Dla większości jest to istotne.